Choć wydawało nam się, że to tylko młodzieńcze zauroczenie, nie mieliśmy racji. To prawdziwa miłość, która trwa do dzisiaj. A narodziła się kilka lat temu podczas pewnego trekkingu w Alpach Karnickich…
Zakochaliśmy się w Alpach na amen. Wystarczyło do tego kilka godzin w otoczeniu wspaniałych turni. Nie mogliśmy oderwać oczu od krajobrazów, które wyłaniały się zza kolejnych hal i przełęczy. Horyzont był wypełniony szczytami po brzegi, góry wydawały się nie mieć końca, a zachód słońca oświetlający wysokie skalne ściany był jednym z piękniejszych, jaki mieliśmy okazję oglądać.
Czy ktoś z nas spodziewał się wtedy, że to wyjazd w Alpy Karnickie skończy się miłością, która nie zważając na kurs euro, pogodę i różne życiowe sytuacje, będzie nas co roku gnała w Alpy?
Dobra, koniec z pytaniami retorycznymi i wzniosłością. Do sedna – czyli do trekkingu w Alpach Karnickich.
Trekking w Alpach Karnickich i wariacje na jego temat
Alpy Karnickie idealnie nadają się na kilkudniowe wędrówki. Ciekawym wyzwaniem jest przejście szlaku długodystansowego Karsnicher Hohenweg (który nazywa się także Friedensweg, nawiązując do wielu śladów z I wojny światowej, jakie zachowały się na całej trasie). Ma ponad 150 km długośc; jego przebieg można sprawdzić tutaj.
Ale żeby poznać charakter Alp Karnickich, nie trzeba od razu wybierać szlaku długodystansowego. Można skrócić trekking, skupiając się na mniejszym obszarze.
Tak właśnie wędrowaliśmy podczas wyjazdu zagranicznego, zorganizowanego w ramach Kursu Turystyki Wszechstronnej w Akademickim Klubie Turystycznym “Watra”.
To było nasze pierwsze dłuższe zetknięcie z Alpami, a w Alpch Karnickich spędziliśmy wtedy trzy, bardzo intensywne dni.
VIa ferrata na Porze
Wędrowanie po Alpach Karnickich może czasem zaskoczyć – na przykład jakąś ferratą prowadzącą na szczyt.
Kiedy wchodziliśmy na Porze (wł. Cima Polombino), trasą z Klapfsee przez Porzehutte, spotkało nas takie “zaskoczenie”. Ferrata prowadząca na szczyt była dla nas na początku wycieczki ciekawym wyzwaniem. Jej trudność to jednak A/B, tak więc bez problemu można z nią sobie poradzić. Trzeba też przyznać, że jest ciekawie poprowadzona.
Zejście ze szczytu to również ferrata o tej samej wycenie – Austriasteig – która kończy się przy Przełęczy Porze.
Tego dnia mieliśmy więc okazję poznać wszystko co alpejskie. Były ferraty, przyjemne Hutte, widok na Grossglockner, krowy (jak się okazało, jedna z nich urwała koledze lusterko w samochodzie), a na zakończenie dnia – przyjście do bivacco! Pierwszą noc trekkingu spędziliśmy w blaszanym bivacco Armando Piva, mając widok na włoskie Crode dei Longerin.
Spacer we Włoszech i Grosse Kinigat
Miał być trekking w Austrii, a był trochę we Włoszech, bo do FIlmoorsattel szliśmy drogą numer 160, równoległą do trasy prowadzącej ferratą ze szczytu Wildkarlegg.
W okolicy Filmoorsattel jest położony Grosse Kinigat (2689 m n.p.m), czyli szczyt, dzięki któremu znaleźliśmy się wyżej niż najwyższy szczyt Karpat. Góra z oddali wygląda na trudną do zdobycia, ale na jej wierzchołek prowadzi ferrata o wycenie A.
Żeby nie przyzwyczajać kolan do wędrowania grzbietem lub w jego okolicy, zgodnie z planem prowadzącego wyjazd musieliśmy zejść w głąb doliny Erschbaumer. A tak na poważnie – to tam mieliśmy kolejny nocleg, tym razem przy Tcharrhutte, spełniającej raczej rolę chatki awaryjnej niż typowego bivacco.
Przez Obstansersee na Eisenreich
Ostatni dzień naszego trekkingu zakończyliśmy przejściem grzebietem na Eisenreich.
Zanim jednak dotarliśmy na szczyt, trzeba było podejść na przełęcz Roßkopftörl, zejść do schroniska, pomoczyć nogi w Obstansersee i podejść na grań. Opłacało się. I mimo pochmurnej pogody, mogliśmy popatrzeć w stronę Dolomitów.
Na szlaku przez Eisenreich minęliśmy bodajże najwięcej śladów po I wojnie światowej, takich jak stanowiska strzeleckie, schrony, a także krzyże upamiętniające walczących żołnierzy.
Wycieczkę zakończyliśmy w Dolinie Holbrucker. Tam na parkingu przy kościele pozostawiliśmy trzy dni wcześniej niektóre z samochodów, by nie musieć się martwić powrotem nad Klapfsee.
Co takiego jest w Alpach Karnickich, że trzeba tam pojechać na trekking?
Można by powiedzieć, że Alpy Karnickie są takim pasmem, jakich jest wiele w Austrii czy we Włoszech. To, co je jednak wyróżnia, to ich niewielka popularność. Kilka lat temu, kiedy chodziliśmy tam z AKT Watra, spotykaliśmy na szlaku jednego lub dwóch turystów na dzień. Kiedy bywaliśmy tam ostatnimi czasami, niewiele się zmieniło – turystów było mało.
Poza tym wyróżnia je charakterystyczny krajobraz. Są troszkę podobne do Dolomitów, ale jednak Dolomitami nie są i zachowują swój kameralny charakter.
Może też być tak, że idealizujemy swoją pierwszą alpejską miłość. Byłoby to jakieś wytłumaczenie.
Jeśli więc chcesz się przekonać, czy nasza miłość jest ślepa...
…czy jednak prawdziwa, wybierz się na trekking lub zaplanuj krótszą wycieczkę w Alpach Karnickich. My polecamy kilka miejsc, takich jak np. ferraty Sartor, Ostgrat, Crette Rosse, Oberst Gressel Gedenkweg.