Kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś Tatry? Jak miałeś 7, 14, 21 lat? Nieważne. Na pewno zakochałeś się w nich od pierwszego wejrzenia i stwierdziłeś: “to jest moje miejsce na ziemi!”.
Zachłysnąć się Tatrami naprawdę nie jest trudno… Bo bliskie, bo polskie, bo swojskie, bo wysokie, bo skaliste et cetera, et cetera. Stanowią ten ważny poziom wtajemniczenia w górski świat. Najpierw w lecie podziwiamy tych, którzy chodzą po “Orlich Perciach”, potem zimą chwalimy tych, którzy z rakami i czekanem przemierzają kolejne szlaki, a następnie szukamy małych punkcików na tatrzańskich ścianach. I chcemy być tacy sami. Wpadamy w tatrzańskie zachwyty: przyrodnicze, kulturowe, wspinaczkowe, krajobrazowe.
Na szczęście (dla niektórych) z Tatr się wyrasta. Nagle okazuje się, że inne góry są ładniejsze, spokojniejsze, większe. I można się nimi zachwycać nawet bardziej. Niestety, choć człowiek z Tatr wyrasta, to Tatry wrastają w człowieka. Stanowią punkt odniesienia.
Można więc odwiedzać kolejne kraje, ganiać po wysokich szczytach, organizować wycieczki w mniej znane pasma górskie, poznawać niezwykłe miejsca i zachwycać się naturą.
A wszystko po to, by westchnąć sobie pod nosem i skomentować: „No, jak w Tatrach”.