Co czeka na człowieka schodzącego z gór? Kąpiel i odpoczynek! W końcu jesteśmy nad Morzem Norweskim. A skoro jest morze, to muszą być też plaże.
Jeśli nie Chorwacja, to może Norwegia? Plaża Bunes
Na plażę Bunes przyszliśmy z Hilla 440. To taka najszybsza opcja dostania się z tamtego miejsca do Vinstad (no chyba, że jest się akurat w Reine, to wtedy lepiej po prostu przepłynąć promem). Szlak do Vinstad przez Forsfjord nie należy do najprzyjemniejszych. Najpierw schodziliśmy stromo w dół w stronę elektrowni, potem przedzieraliśmy się przez piargi, by w końcu przejść po śliskiej, błotnistej ścieżce prowadzącej nad zatoką. Ten stosunkowo niedługi, 8-kilometrowy odcinek zajął nam sporo czasu. Warto poruszać się tam z GPS-em.
Na szczęście z Vinstad na plażę Bunes prowadzi normalna ścieżka. Choć życzyliśmy sobie, żeby nasz pobyt na Bunes był kameralny, to piękna pogoda przyciągnęła sporo osób. Nikt sobie jednak nie przeszkadzał i dla każdego znalazło się miejsce na namiot. Plaża jest naprawdę sporych rozmiarów, z dwóch stron zamknięta górami. Jedną z nich jest Helvetestinden, którego ogromną, niemalże pionową ścianę mogliśmy podziwiać z każdego miejsca na plaży.
Na Bunes po raz pierwszy od kilku dni udało nam się obejrzeć zachód słońca. No dobra, słońce zachodziło tylko za skałami i w dodatku po północy, ale “magic hour” jak najbardziej było.
Oprócz całkiem niezłych widoczków i ściany Helvetestinden, na plaży Bunes znajduje się jeszcze jedna atrakcja, którą z pewnością docenią miłośnicy skarbów wyrzuconych przez morze. To słynny wielorybi kręg.
(Poza nim morze wyrzuciło też na plażę inne „skarby”, niestety…).
Żeby wydostać się z plaży, można oczywiście z powrotem przejść się na Hill 440, ale tak jak wspomnieliśmy na początku, można też popłynąć do Reine. Koszt takiego rejsu to ok. 45 zł w jedną stronę. Rozkład pływania promu znajduje się tutaj: http://www.reinefjorden.no/rutetabell.htm. W sezonie wakacyjnym prawdopodobnie promy pływają nieco częściej.
Reine to rybacka wioska, największa w okolicy, jest siedzibą gminy Moskenes. Tzn. można tam znaleźć informację turystyczną, stację benzynową, większy sklep (COOP). Z Reine można też wybrać się na Reinebringen – niestety, podczas naszego pobytu szlak na szczyt był zamknięty, ponieważ Szerpowie (tak, dokładnie Szerpowie) budowali tam schody.
Ani nie Władysławowo. Tylko plaża Kvalvika
Pewnego dnia postanowiliśmy ruszyć nieco dalej i opuścić znane nam Moskenes czy Sorvågen i przejechać się stopem. Prawie do samego Fredvang podwieźli nas Irlandczycy podróżujący jeepem po Europie. Już w trakcie jazdy obserwowaliśmy, że z pogodą dzieje się coś niedobrego i przeczuwaliśmy, że koszulki z krótkim rękawkiem za chwilę zamienią się polar i kurtkę puchową. Oczywiście, na północnym krańcu Moskensoyi czekały na nas wiatr, mgła i zimno. Żeby się więc rozgrzać, po założeniu czegoś cieplejszego, ruszyliśmy przez most Kubholmenleia.
Plaża Kvalvika jest nieco oddalona od centrum Fredvang, więc musieliśmy trochę podreptać i wejść w góry. Na Kvalvikę skierował nas szlakowskaz, obwieszczający, że do plaży tylko 2 km. Podejście i później zejście było jednak nieco bardziej wymagające niż przejście na plażę Bunes.
Kvalvika jest reklamowana jako jedna z najpiękniejszych plaż na całych Lofotach i że widoki ze szczytu Ryten wzruszą i zachwycą każdego. Trochę szkoda, że nie mogliśmy tego doświadczyć, bo się zachmurzyło. I to nie jest tak, że tam jest tak zawsze. Po prostu nie mieliśmy szczęścia. Przenocowaliśmy na plaży z nadzieją na jakieś zmiany, lecz nic z tego… Na Rytenie mogliśmy obejrzeć sobie ewentualnie kawałek Kvalviki zza chmur.
Szybko więc przeszliśmy przez szczyt. Do Fredvang postanowiliśmy zejść nieco dłuższym szlak. A kierując się w stronę Kubholmenleia, zahaczyliśmy przy okazji o genialne miejsce – świetnie wyposażoną toaletę i wiatę. W czasie podróży człowiek potrafi najlepiej docenić proste rzeczy 😉 Dzięki, Norwegio, że tak dbasz o turystów!
Plażowiczu! Odwiedź Bunes i Kvalvikę:
Zobacz też, w jaki sposób znaleźliśmy się na Lofotach i jakie miejsca odwiedziliśmy przed przyjściem na plaże.