Kiedy w Polsce panują męczące upały, tam jest przyjemne 15 stopni. Kiedy Tatry przeżywają prawdziwe oblężenie, tam można cieszyć się samotnością na szlaku. Kiedy znudziły się wydmy przy Bałtyku, tam można podziwiać kameralne plaże. Kiedy w lato noce są najkrótsze, tam… Ej, czekaj, przecież tam w ogóle nie ma nocy.
To tak w telegraficznym skrócie o Lofotach w lipcu, na których spędziliśmy prawie 2 tygodnie i do których temperatury przygotowywaliśmy się w pociągu relacji Katowice-Gdańsk w przedziale z otwartym oknem.
Lofoty to archipelag znajdujący się za kołem podbiegunowym. Wybierając się tam w lipcu, doświadczyliśmy dni polarnych – słońce nie zachodziło ani na chwilę.
Lofoty są otoczone dookoła wodą. Nie byle jaką, bo to Morze Norweskie, które jest częścią Oceanu Atlantyckiego (bardzo nas ta informacja ucieszyła!). Wielu szalonych ludzi wybiera się tam po to, by popływać w kajaku. My na szczęście jesteśmy spokojni i postanowiliśmy czytać książki. No, i chodzić po lofockich szlakach oraz odwiedzić kilka miejsc w południowej części archipelagu, czyli na samym końcu drogi Króla Karola – E10, która prowadzi przez całe Lofoty.
Dlatego też naszym celem było Å, Sorvågen, Munkebu i okolice oraz dwie plaże. A poza tym skończenie trzech książek zgranych na e-booka.
Bodø i Moskenes
Bodø to portowe miasto, w którym zazwyczaj lądują osoby rozpoczynające wycieczkę na Lofoty. Dlaczego? Ponieważ oferuje przeprawy promem na archipelag (rozkład i ceny znajdują się na stronie Ruteinfo). Oczywiście, zamiast tego można wybrać droższą wersję transportu, czyli samolot, lub zajmującą sporo czasu, czyli samochód lub autobus. Po pierwszej godzinie na promie już wiedziałam, że i samolot, i samochód, i autobus to na pewno moje ulubione środki transportu…
Moskenes to gmina, do której przypływają okrutne promy. Nieopodal portu znajduje się pole campingowe. Zazwyczaj trafia tam większość turystów. My jednak postanowiliśmy skorzystać z uroków Norwegii i poszukać bardziej kameralnego miejsca.
Å i nocleg nad Ågvatnet
Pierwszym celem było odwiedzenie Å i obejście dookoła Ågvatnet. Å [wym. o] to wioska rybacka, w której kończy się droga E10 (nie kończą się jednak Lofoty, bo dalej na południe znajduje się wyspa Værøy).
Zwiedzenie centrum Å może zająć ok. 10 minut – jest po prostu tak małe. Przyjezdni, którzy wysiadają z autobusu przy informacji turystycznej, oprócz zwiedzania “centrum” wdrapują się również na pobliskie wzgórze wiszące nad żerdziami do suszenia sztokfisza.
Podczas spaceru nad Ågvatnet (czyli sporych rozmiarów jezioro) nie sprzyjała nam pogoda. Nie zdecydowaliśmy się więc na obejście jeziora, ale dość poważnym wyzwaniem okazało się znalezienie odpowiedniego miejsca pod namiot. Niestety, pozostał nam tylko ogromny głaz. Szczęśliwi ci (czyli Błażej), którzy zabrali ze sobą dmuchany materac… Niewyspani ci (czyli Ola), którzy zabrali karimatę.
Teren przy Ågvatnet niespecjalnie nadaje się na rozbijanie namiotu – błoto, mokradła i inne takie. To chyba uroda Lofotów, gdyż takich miejsc było zdecydowanie więcej (więc przez cały wyjazd mocno się gimnastykowaliśmy, żeby nie zamoczyć się po łydki w kałuży czy błocie).
Przyjście do Ågvatnet nie było długą wyrypą. Postanowiliśmy przeznaczyć ten dzień na odpoczynek po dość długiej podróży i oczywiście oczekiwanie na poprawę pogody. Dobrze, że chociaż poranek dał nam oznaki tego, że może już niebawem będzie trochę lepiej!
PS Zmieniamy zdanie. Najpoważniejszym wyzwaniem tej części wycieczki nie było szukanie miejsca na namiot…
…a PRZEJŚCIE POMIĘDZY SZTOKFISZEM! Do odważnych (z zatkanym nosem) świat należy!
Chętny na wycieczkę na Lofoty? Sprawdź inne miejsca, które można tam odwiedzić!