La Farina del Diavolo to jedna z przydrożnych włoskich ferrat. Jest poprowadzona po ścianie niewysokiej góry, tuż obok wodospadu Radime. I choć jej okolica może nie wyróżnia się pośród popularniejszych alpejskich miejscówek, to przecież diabeł tkwi w szczegółach i warto docenić pomysłowość włoskich konstruktorów “żelaznej drogi”.
Ciekawość – pierwszy stopień do piekła i na ferratę
Nic tak nie pcha człowieka na ferraty jak właśnie ciekawość. Chcieliśmy więc spróbować kolejnej włoskiej “żelaznej drogi” i zweryfikować jej trudność. La Farina del Diavolo jest według topo wyceniona na C, choć oczywiście takich fragmentów podczas całego przejścia jest zaledwie kilka. To nowa ferrata, wykonana w 2019 roku. Jest fajnie poprowadzona i bardzo dobrze ubezpieczona. Są fragmenty niemalże pionowe i też takie, które trawersują ścianę. Przejście ferraty ułatwiają klamry, choć w niektórych miejscach zdarzają się też naturalne chwyty. Ze względu na średnią trudność nie ma też problemów z przepinaniem się.
Ferrata wymaga jednak kondycji (różnica wysokości to ponad 200 m). Zresztą samo przechodzenie po klamrach przypominające wspinanie po drabinie po dłuższym czasie po prostu męczy ręce. Oswojenie z ekspozycją też jest konieczne. Przez większość czasu pod nogami jest dość przepaściście. A kiedy obserwuje się towarzyszy, którzy wiszą gdzieś nad naszymi głowami, ferrata w ogóle wydaje się trudniejsza, niż jest w rzeczywistości.
Do atrakcji można zaliczyć niedługi mostek linowy. Ci, którzy mają sokoli wzrok, dostrzegą go nawet z dołu. Prowadzi on do punktu widokowego, z którego można zobaczyć wodospad Radime. Podobno jest on jednym z najwyższych w Europie. W czasie, gdy wzbiera się tam ogrom wody, przejście ferraty jest niebezpieczne i przez to zabronione. My trafiliśmy chyba na jakąś totalną suszę, bo mało co tam ciurkało.
Gdzie diabeł nie może… Czyli wskazówki dojazdu do La Farina del Diavolo
Ferrata jest położona na górze Parete Radime. Znajduje się w prowincji Udine pomiędzy Villa Santina oraz Lauco, położonych nieopodal Tolmezzo. Z ferraty można zejść do obydwu miejscowości. Warto jednak pamiętać o tym, że po zostawieniu samochodu w Villa Santina, trzeba po niego wrócić… A z Lauco można to zrobić z wykorzystaniem transportu publicznego lub własnych nóg (kilkanaście kilometrów spaceru).
My zostawiliśmy samochód na parkingu w okolicy Spara, choć bliżej ferraty znajduje się parking przy cmentarzu. Stamtąd rozpoczęliśmy krótkie, 10-minutowe podejście pod ferratę. Gdy tylko wyszliśmy ponad drzewa, ze ściany Parete Rodime oglądaliśmy szczyty południowych Alp Karnickich, wznoszących się nad Doliną Tagliamento, wzdłuż której płynie dosyć sporych rozmiarów rzeka o tej samej nazwie. O tym, że jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami i lepiej uważać, co się na ferracie robi, przypominał nam przez całą drogę cmentarz. Ten sam, spod którego się wychodzi na Klettersteig. No, po prostu świetne położenie.
Po przejściu La Farina del Diavolo znaleźliśmy się na płaskowyżu. Podążając za wydeptaną ścieżką w lesie, obeszlismy dookoła ścianę Parete Radime. Po ok. 40 minutach dotarliśmy do samochodu zostawionego w Ville Santina. Powrót jest raczej bezproblemowy, a w razie czego warto skorzystać z aplikacji z mapą.
Mąka diabła
La Farina del Diavolo w tłumaczeniu oznacza „mąkę diabła”. Nazwa ferraty jest związana z legendą o wędrowcu, który przyszedł do domu pewnej kobiety z prośbą o mąkę. Zła mieszkanka okolic Lauco i Villa Santina nie chciała jednak podzielić się z przybyszem. To spowodowało przybycie diabła, który mąkę z młyna rozsypał nad wodospadem…
Mogliśmy jednak nie do końca zrozumieć tę legendę zapisaną w języku włoskim. Dlatego też mamy własną wersję. Mąka diabła? To przecież we Włoszech oczywiste. Król piekieł robił z niej pizzę, ciabatty i makaron!
A skoro o jedzeniu mowa, to po przejściu ferraty warto zwiedzić pobliskie Tolmezzo i tam skusić się na dobrą pizzę 🙂