Góry na Węgrzech. No kto by pomyślał, że tam nas zaniesie. I że w dodatku te góry będą uważane za część Alp, a ich najwyższy szczyt będzie miał 884 metry. Tylko i aż!
Zanim znaleźliśmy się na Mont Blanc, rok wcześniej spróbowaliśmy swoich sił na najwyższym wierzchołku Alp Węgierskich. Zdobywanie takich szczytów to jak wiadomo ogromne wyzwanie. Ale najważniejsza w tym wszystkim jest oczywiście przygoda!
Alpy Węgierskie – serio!
Góry to zdecydowanie nie jest pierwsza rzecz, która kojarzy się z Węgrami. Zresztą nie powinno to nikogo dziwić, gór na Węgrzech jest niewiele, a najwyższy szczyt – Kékes – ma zaledwie 1014 m.
No ale są tam też Alpy, a właściwie ich najbardziej wysunięte na wschód pasmo. Leży na granicy z Austrią i nazywa się Wzgórzami Kőszeg (niem. Günser Gebirge). Ich wysokość waha się od 600 do prawie 900 m n.p.m. Większa część tego pasma (ok. 80%) znajduje się po stronie austriackiej, w Burgenlandzie.
Najwyższy szczyt to Írottkő (niem. Geschriebenstein) o wysokości 884 m n.p.m. Jego nazwa oznacza “zapisany kamień”. Wzięło się to podobno od znalezionych inskrypcji, zawierających informacje dotyczące dwóch rodzin: Batthyány i Esterházy. Na szczycie znajduje się kamienna wieża obserwacyjna, wybudowana w 1913 roku. Prawdopodobnie wcześniej istniała tam drewniana wieża, przygotowana przez Klub Turystyczny Kőszeg pod koniec XIX wieku. Wszystko to znajduje się na terenie Gesrchriebenstein Natur Park.
Jak zdobywaliśmy góry na Węgrzech
To był dość spontaniczny wyjazd. Uciekaliśmy przed burzą i ulewami z Alp Sztubajskich i tak trafiliśmy na nizinne skraje Austrii w poszukiwaniu ciekawych gór i… noclegu.
Znaleźliśmy miejscówkę gdzieś nad Kőszegszerdahely – wiatę z miejscem na ognisko. Jak się jednak okazało, przed niesprzyjającą aurą nie dało się uciec i przesiedzieliśmy dobre kilkadziesiąt minut schowani przed gradem i burzą.
Na szczęście drugi dzień na Węgrzech okazał się łaskawszy i do pewnego momentu nie padało. Mogliśmy więc przebyć tę wymagającą i pełną wyzwań drogę na najwyższy szczyt Alp Węgierskich, czyli wcześniej już wspomniane Írottkő. Zajęła niecałą godzinę z parkingu znajdującego się w środku lasu.
Weszliśmy oczywiście na ponad 100-letnią kamienną wieżę, żeby sobie popatrzeć na inne Alpy. Najwyższy szczyt widoczny stamtąd to Hochschwab, odległy o ponad 100 km. Węgry z kolei wydały nam się płaskie jak stół, ale dzięki temu podobno można dopatrzeć się z wieży Balatonu. Poza tym takich topograficznych ciekawostek jest więcej. Niech nikogo nie zdziwi, że na ustawionej tabliczce z panoramą znajdują się góry sięgające ponad 1000 i 1500 m. Jednym ze szczytów jest Ivanščica leżąca na Chorwacji. Druga oznaczona góra to Pohorje. Właściwie to nie jest szczyt, tylko pasmo na Słowenii. W końcu zarówno Słowenia, jak i Chorwacja nie leżą tak daleko od Kőszeg.
Odpoczynek po zdobyciu najwyższego szczytu Alp Węgierskich
W ramach relaksu po tej pełnej wrażeń przygodzie postanowiliśmy pokręcić się trochę po Węgrzech. Zwiedziliśmy Kőszeg. To nieduże miasto, ale o ciekawej zabudowie, której większość powstała w XVIII wieku. Pochodziliśmy po rynku, poszukując lokalnego jedzenia. Tak więc skosztowaliśmy węgerskiej zupy oraz dania o dziko brzmiącej nazwie (“dodole”, “dudele”, “dudly”?) zrobionego z klusek.
Jak się okazało, szlak na najwyższy szczyt Alp Węgierskich nie był naszym ostatnim szlakiem. W drodze powrotnej z Węgier zahaczyliśmy o Bratysławę na Słowacji. Grzech więc by było nie skorzystać z okazji i nie przywieźć jakiejś pamiątki z Małokarpackiego Szlaku Winnego. O tym ciekawym szlaku można przeczytać m.in. na stronie Slovakia Travel.
Wiedzie on przez Bratysławę, Svätý Jur, Pezinok, Modru, Trnavę. Szlak jest dosyć dobrze oznaczony, ale trzeba uważać, żeby się nie zgubić… (if you know, what I mean).