Zapamiętaj: na przywitanie lata w Tatrach lepiej zabierz czapkę, rękawiczki, ciepły polarek i grube skarpety. Mogą się przydać, bo zgodnie z powiedzeniem: w czerwcu jak w garncu, bo przeplata trochę zimy, trochę zimy (no i lata).
Salatyn w Tatrach Zachodnich
Salatyn (albo Salatyński Wierch, 2048 m) jest położony na głównej grani Tatr Zachodnich. Jest też jednym ze szczytów, przez które przechodzi ciekawy, graniowy szlak, ciągnący się od Rohaczy po Brestową. Co ciekawe, Salatyn jest ostatnim tatrzańskim dwutysięcznikiem wysuniętym najbardziej na zachód.
Z Wyżniej Huciańskiej Przełęczy na Siwy Wierch
Są na pewno prostsze sposoby na zdobycie Salatyna, ale jeśli się jest w Tatrach Zachodnich, to warto zahaczyć o ich najdalsze zakątki. Dlatego wycieczkę rozpoczęliśmy na Wyżniej Huciańskiej Przełęczy z zamiarem odwiedzenia Białej Skały, a następnie Siwego Wierchu. Józef Nyka podaje, że z Białą Skałą są związane liczne historie o poszukiwaczach skarbów. Jednym z nich był Julius Baňáry, który zarobił kasę, przeznaczył ją na poszukiwanie złota w jaskiniach Białej Skały. Nic jednak nie znalazł, kasę stracił, a jedyne, co zyskał, to obłęd. Później jeszcze długo poszukiwał skarbów (raczej z marnym skutkiem…). Dla nas największym skarbem na Białej Skale był widok na oświetlone słońcem Jezioro Liptowskie, co zapowiadało, że pogoda nie jest jeszcze przesądzona.
Czerwony szlak jest dosyć urozmaicony. Prowadzi wśród Rzędowych Skał, które są częścią Siwego Wierchu. Przed samym zdobyciem szczytu trzeba się właśnie po takich skałach wdrapać. Pomaga w tym zamontowany łańcuch.
To właśnie w tamtym miejscu straciliśmy nadzieję, co do pogody – skalne płyty zaczęły pokrywać się śniegiem…
Postaliśmy sobie na Siwym Wierchu w zupełnej mgle, nie widząc ani Suchej Zuberskiej Doliny, ani Bobrowieckiej, ani Suchej Sielnickiej. Nie wspominając już o tych “wyższych” widokach. A gdybyśmy tak nie przejmowali się pogodą, to moglibyśmy zauważyć istotną ciekawostkę. Mianowicie taką, że Siwy Wierch nie powinien należeć do Tatr, tylko do Gór Choczańskich! Wszystko za sprawą tego, że jest zbudowany z wapieni i dolomitów płaszczowiny choczańskiej.
Z Siwego Wierchu na Salatyn
Zejście w stronę Jałowieckiej Palenicy rozpoczęło się kamiennymi płytami ubezpieczonymi łańcuchem. Kolejne ponad trzy godziny drogi to podejście pod Brestową: i we mgle, i w deszczu, i z nadzieją na rozpogodzenie.
O masywie Brestowej Józef Nyka w przewodniku pisze, że ma on „duże walory narciarskie”. Co zdecydowanie jest prawdą, bo okazało się, że nawet latem można cieszyć się śniegiem.
Na Salatyński Wierch dotarliśmy z Bestowej w ciągu godziny. Nie zabawiliśmy tam długo i chyba nawet zapomnieliśmy o rzucaniu się śnieżkami.
Z Salatyna do Doliny Jałowieckiej
Z Salatyna schodzi zielony szlak, który prowadzi dość stromo do Doliny Głębokiej. I znów, Nyka niemalże bezbłędnie opisał okolicę: „Tak wyglądały Tatry Zachodnie, gdy po nich wędrowali Wahlenberg, Łapczyński, Szyszyłowicz: głuche lasy, bezludne perci, stada wielkorogich wołów na halach”. I choć wołów żadnych nie było, to znalazłoby się kilka osłów, którym się zachciało witać lato w Tatrach… Nie da się też zaprzeczyć, że Dolina Głęboka wyglądała na dziką i raczej rzadko uczęszczaną. Nasze wątpliwości budziły mostki nad Głębokim Potokiem, a właściwie ich stan.
Kilka razy wyznaczyliśmy sobie taki mały, wędrówkowy challenge na jak najlepsze przekroczenie wody. Trzeba jeszcze przy okazji przypomnieć turystyczne przysłowie: nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie. Fakt, nie dla wszystkich podejściówki na mokry śnieg okazały się dobrym rozwiązaniem, ale przynajmniej dzięki nim potoki można było przechodzić w bród.
Rozmaite przeszkody skończyły się, kiedy w końcu dotarliśmy na żółty szlak w Dolinie Jałowieckiej. Nawet pogoda na szczęście się poprawiła i wieczór mogliśmy spędzić nie tylko ukryci pod wiatką u wylotu doliny. Przy okazji zweryfikowały się też plany naszego wyjazdu – drugi dzień, który miał być wycieczką przez Babki do Wyżniej Huciańskiej Przełęczy, ostatecznie zakończył się w samochodzie do domu… Chyba za dużo mokrych skarpet jak na jeden weekend!