Tego to już chyba nawet uczą w szkole: jeśli chcesz chodzić po ferratach, przyjedź w Dolomity. Góry Południowego Tyrolu dają wiele możliwości i są prawdziwym rajem dla ferratowiczów.
Dolomity to kolebka via ferrat. Pierwsze z nich powstały w czasie I wojny światowej. W Dolomitach toczyła się walka pomiędzy Włochami a Austro-Węgrami, a po „żelaznych drogach” przemieszczali się żołnierze. Śladem historii są także sztolnie, bunkry i pomniki.
Cortina d’Amprezzo
Pojechaliśmy w Dolomity na nasze pierwsze “ferratowanie”. Bo niby jakie inne miejsce moglibyśmy sobie wybrać? Przecież tylko takie, w którym znajdziemy świetne widoki połączone z nieograniczonymi możliwościami (oczywiście tymi ferratowymi). Wybraliśmy rejon Cortiny d’Amprezzo – “włoskiego Zakopanego”, słynącego między innymi z zawodów pucharu świata w narciarstwie alpejskim. Wokół Cortiny znajduje się mnóstwo szlaków o różnych trudnościach.
Via ferrata Giovanni Barbara i kaskady Fanes
Krótki spacer na rozgrzewkę i sprawdzenie swoich umiejętności – ferrata Giovanni Barbara, położona w dolinie Fanes, to jedna z łatwiejszych “żelaznych dróg”. Według topo jest wyceniona na B. Z perspektywy czasu wiemy już, że nie może równać się z innymi ferratami o tej samej trudności. A o tym, że jest Klettersteigiem niesprawiającym problemów, przekonały nas spotkane wycieczki szkolne (albo nawet przedszkolne!). No tak, włoskie dzieci pewnie nie uczą się o Dolomitach. One je po prostu zwiedzają (zazdro…).
Czy dojście pod ferratę było bezproblemowe? Właściwie to tak… Wypatrzyliśmy ją z punktu widokowego, choć nadal nie byliśmy pewni, którędy do niej dojść. Okazało się, że trzeba dość mocno się obniżyć i przejść niedaleko wodospadu, by w końcu wpiąć się lonżą w linę.
Na początek – fragment prowadzący do góry po klamrach. Żałowaliśmy, że był to tak krótki odcinek . Gdyby większość ferraty przebiegała po takich miejscach, z pewnością dostarczyłaby więcej wrażeń (niekoniecznie związanych widokami).
Atrakcją było na pewno przejście pod wodospadem. Cały czas poprowadzona jest tam lina, choć ścieżka nie przedstawia żadnych (nie licząc trudności w komunikacji, bo przez nieustający szum wody ciężko w ogóle podzielić się z kimś wrażeniami na temat tego miejsca).
Trochę byliśmy rozczarowani tym, że ferrata jest tak krótka i w zasadzie kończy się tuż za wodospadem. Na szczęście odwiedziliśmy jeszcze kaskady Sbarco di Fanes, gdzie trochę rozruszaliśmy się na króciuteńkiej ferracie również prowadzącej pod spływającą z góry wodą.
Ferrata Giovanni Barbara i kaskady di Fanes były dobrym początkiem przygody z “żelaznymi drogami”. Choć pewnie nieco bardziej wymagającym osobom mogą wydawać się nudne. Na pewno jednak będą dobre na leniwe spacery w upały! Nie ma to jak nieco ochłodzić się, stojąc przy wodospadzie 😉
Via ferrata Terza Cengia del Pomagagnon
Kolejny wybór padł na ferratę Terza Cengia. Znajduje się ona na górze Pomagagnon, która należy do grupy Cristallo. Na szlak 202, prowadzący pod ferratę, ruszyliśmy spod Ist. Elliot Putti (był to jakiś stary szpital), znajdującego się nad miejscowością Chiave. Podejście zajęło nam ok. 1:30 godz. Okazało się, że prawie w takim samym czasie przeszliśmy ferratę.
Terza Cengia według topo na Bergsteigen jest oznaczona jako A/B, więc nie można spodziewać się na niej jakichkolwiek wyzwań. Jest jednak ciekawie poprowadzona. Wcina się w ścianę Pomagagnon i prawie cały czas można wędrować po skalnej półce. Ścieżka jest dość szeroka, ale kiedy tylko wyjrzy się za jej krawędź, można poczuć dreszczyk emocji. Pionowe ściany Dolomitów wyglądają pięknie i lekko niepokojąco 😉
Nie wszystkie miejsca na ferracie są ubezpieczone liną. Niekiedy trasa nie prowadzi po skraju półki, tylko wcina się w skały. Są to jednak proste do przejścia miejsca.
Ferrata Terza Cengia nie powinna przysporzyć trudności. Jest dobrze ubezpieczona, ale czasem prowadząca trasa jest tak szeroka, że wpinanie się w linę wydaje się niepotrzebne. Trzeba jednak przyznać, że bardziej wymagające od przejścia ferraty było dojście do niej. Sypiące się kamienie to chyba uroda Dolomitów… Warto więc wcześniej założyć na głowę kask!
Powrót do parkingu także nie był zbyt błyskawiczny… Ferrata skończyła się na przełęczy pod szczytem Punta Erbing (2303 m), więc do zejścia pozostało ok. 900 metrów. W dodatku szlak (a właściwie jego różne kombinacje – nr 205, 204, 211) prowadził nas naokoło. Na pocieszenie mieliśmy widok na sąsiednie szczyty, olimpijską skocznię narciarską oraz Cortinę.
Do zobaczenia, Dolomity!
Ferraty w Dolomitach są zróżnicowane. I nowicjusze, i starzy wyjadacze, i rodziny z dziećmi, i emeryci, i miłośnicy wrażeń znajdą coś dla siebie. W obrębie jednego pasma lub grupy klettersteigów jest naprawdę dużo i potrzeba sporo czasu, aby je wszystkie poznać. Nasza dolomitowa wycieczka niestety nie trwała długo, więc ferratową przygodę zakończyliśmy na dwóch opisanych tutaj ferratach. Trochę zadecydowała o tym pogoda, która przegoniła nas w zupełnie inne rejony. Wiedzieliśmy jednak, że jeszcze kiedyś Dolomity odwiedzimy. Choć nie spodziewaliśmy się, że akurat będzie to nie ferrata, a lodowiec na Marmoladzie.